Przejdź do głównej zawartości

Jazz, dwa, trzy*, Leopold Tyrmand



Zasymilowana rodzina żydowska, synagoga Nożyków, hurtownia skóry. 



Niepełnoletni Leopold


Urodził się w 1920 roku w Warszawie. Przyszedł na świat jeszcze przed wojną i ta wojna paskudna odcisnęła się na nim. Weszła w jego życie z brudnymi butami, zabrała mu ojca. Matka okres wojenny przeżyła, później wyjechała do Izraela. Maryla Oliwestein, bo właśnie tak się nazywała, była uznawana za najpiękniejszą kobietę w stolicy. Dzieciństwo Leopolda było dostatnie, lecz niebogate w uczucia czy ambicje. Dom dawał mu ciepło i bezpieczeństwo tylko do pewnego czasu. Szybko stał się niezależny. Rehabilitacją miało być wykładnie pieniędzy przez rodziców na naukę i studia, jednak były to inwestycje chybione.

Wrażliwość na słowo i dźwięk

Tyrmand trzymał się wielu zajęć – od architekta po przemytnika. Swoją drogą, to pokazuje, jak człowiek potrafi być wszechstronny, prawda? Jednego dnia idziesz na studia, aby projektować budynki, a następnego przerzucasz ludzi przez granicę państwa. No ale ja nie o przewrotności życia, a o Leopoldzie.
Polska go bolała, zostawiała cierpki posmak na języku. Zabierała mu swobodę, niezależność.
Paryż, do którego wyjechał po ukończeniu szkoły gimnazjalnej, zaszczepił w nim miłość do zachodnioeuropejskiej kultury i jazzu. Uwielbienie do tej muzyki z góry pokazuje, że wrażliwość mieszkała w Tyrmandzie. Bo któż inny, jak nie człowiek z cudowną duszą mógłby pokochać jazz?
Muzyka, bez której wielu z nas nie wyobraża sobie dnia.
Dźwięki, które rozbrzmiewają w naszych, domach, miastach, w nas samych.
Słuchamy i to nas kształtuje. Wpływa na nastrój, humor.
Jazz, który Leopold pokochał był obecny w jego życia na każdym kroku. Pisał felietony, mówił, uczył. Był znawcą, popularyzatorem, miłośnikiem.

Twórcza elegancja

„Literatura, która tworzyła Tyrmanda i którą on sam tworzył. „
Jeżeli chodzi o twórczą stronę, Tyrmand dał się poznać jako ten błyskotliwy, dosadny i dobry w tym, co robi. Wyrzucany z jednych redakcji, przyjmowany do następnych bywał bezrobotny, ale nigdy bez pomysłu na siebie. To dało początek czemuś, co sam autor nazywał bronią, karabinem maszynowym. Mam tutaj na myśli oczywiście „Dziennik 1954”. Jeżeli ktoś miał okazję zapoznać się z tym tytułem, to wie, że jest to piękna podróż przez miejsca, portrety ludzi, Warszawę i Europę. Wnikliwe obserwacje, często niepozbawione złośliwości czy ironii.
Później, odpowiadając na zamówienie „Czytelnika”, Leopold popełnił swoje największe dzieło. Stworzył coś, co zapewniło mu rozsławienie literacki. O co chodzi? No jasne, macie rację. ‘Zły’, proszę państwa. Wydana w 1955 roku do dzisiejszego dnia ma rzeszę fanów i mnie do nich też możecie zaliczyć.
„Lałem w pysk, jak „Zły” Tyrmanda, los mnie rozliczył […]” **
Oprócz tych dwóch, Tyrmand ma na swoim koncie również inne tytułu, które niewątpliwie zasługują na zainteresowanie. Myślę tutaj o ‘Życiu towarzyskim i uczuciowym’, ‘Filipie’ czy ‘Gorzkim smaku czekolady Lucullus’. Streszczać i wyrażać własnej opinii nie będę. Jedynie zachęcam do zapoznania się. Czasu nie zmarnujecie, a być może zakochacie się jeszcze w tym roku. 

Uroczy, oczytany, charyzmatyczny Leo. Pełen skrajności, jak połowa z nas. Z upływem czasu właśnie taki stał się i taki pozostał.


*Tytuł płyty O.S.T.R
** Fragment tekstu w utworze Parias – Drzazgi

Komentarze

  1. Nie znam jeszcze twórczości tego autora, ale mam zamiar niedługo poznać. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Fabrice Midal - Odpuść sobie i żyj

Worek indywidualistów

Klasycznie z literaturą - lista

Studnia bez dna

Jakub Małecki - Dygot

Inność